
Trzy Korony ze Sromowiec
Bardzo potrzebowaliśmy tego wyjazdu w góry. Ostatnie tygodnie były wyjątkowo wyczerpujące emocjonalnie… psychicznie. Dla równowagi potrzebowaliśmy tak zwanej górskiej wyrypy 😉 A że w góry jeździmy z dziećmi, to ta górska wyrypa musiała być mierzona na ich siły. Padło więc na Pieniny. A te jak zawsze zachwycające. Szlaki, trasy, widoki, ludzie… wszystko nam tu podeszło idealnie. Przez weekend zapomnieliśmy o całym świecie… świat jednak kręcił się dalej… i dalej w złą stronę 🙁
Ale tu nie o tym. Tu o górach.
Sromowce Niżne
Wiele razy byłam już w Pieninach, z rodzicami za dziecięcych lat, ze szkolnymi wycieczkami, ze studenckimi wyprawami, z narzeczonym, a później i mężem i w końcu z własnym potomstwem. I widzicie zawsze w tych Pieninach byłam od złej strony. Bo o to pierwszy raz na Trzy Korony ruszyłam ze Sromowiec. Ileż to ja razy zastanawiałam się skąd tak cudny widok na Korony się roztacza. To już wiem 🙂 I będę tu wracać!



Już sama droga z Krościenka do Sromowiec zachwyca oczy i jest zapowiedzią jaka uczta nas czeka.

W Sromowcach Niżne zostawiamy auto na parkingu (jest ich tu nawet kilka) i ruszamy asfaltową drogą w stronę Schroniska Trzy Korony.


Przy schronisku odbijamy w lewo cały czas idąc żółtym szlakiem.


Przepiękny widok na nasz cel towarzyszy nam cały czas, aż do wejścia do lasu.


Zima kontra wiosna
I tu też, za linią lasu, zima wypiera wiosnę. Zakładamy raczki, bo momentami jest szklanka. Seba porównuje ten odcinek do Doliny Białego w Tatrach i coś w tym jest. Cieszy mnie, że moje dzieci potrafią już dostrzegać podobieństwa różnych pasm górskich, różnych szlaków. Mimo, że na drodze ślisko, mokro, czasem lód, czasem błoto, idzie nam się wyjątkowo dobrze. Nikt nie jęczy, nikt nie narzeka. Wszyscy potrzebowaliśmy tego oddechu w górach.
Chwała Bogu – Przełęcz Szopka
Pierwszy dłuższy przystanek robimy na Przełęczy Szopka. Tu łączy się szlak z tym z Krościenka, którym to ostatnio ruszaliśmy na Trzy Korony. Są tu ławeczki, można odpocząć. Przy dobrej pogodzie można nacieszyć oko widokiem.



Szlak niebieski
Po krótkiej przerwie ruszamy dalej. Szlak zmieniamy tu na niebieski. Droga pnie się momentami dość ostro pod górę, ale wiemy, że to już ostatnie podejście i z utęsknieniem wypatrujemy znanych nam ławeczek przy wejściu na szczyt.
Trzy Korony
Docieramy! Buzie zadowolone 🙂

Jeszcze nie siadamy, ale udajemy się od razu na metalowe schody wiodące na szczyt. Na szczęście jest pusto, bo zazwyczaj tworzą się tu dość spore kolejki. My mamy je prawie wyłącznie dla siebie, co nas w sumie troszkę dziwi, bo pogoda w ten weekend wyjątkowo cudna. Tak jak i widoki.





A z samego szczytu Trzech Koron widoki jeszcze lepsze!



Ola początkowo troszkę się boi, ale jak widać, szybko pokonała ten krótki atak lęku wysokości 😉


Po nacieszeniu oka i duszy widokami wracamy na ławeczki by spałaszować drugie śniadanie… a właściwie to już trzecie 😉

Mamy w planie zrobienie pętelki, więc nie wracamy tą samą drogą, ale ruszamy dalej szlakiem niebieskim. Na Polanie Kosarzyska zmieniamy szlak na zielony i zmierzamy w dół do Sromowców. Tym razem to zima ustępuję miejsca wiośnie.


Pod schroniskiem krótka sesja zdjęciowa 😉



Wysoka woła nas 😉
Cała wycieczka spacerowym krokiem zajęła nam 5 i pół godzinki. Baterie naładowane, głowy przewietrzone. Mięśnie troszkę bolą, bo ostatnie tygodnie to głównie zwalczaliśmy wirusy, od covida począwszy, przez ospę wietrzną na rotawirusie skończywszy. Ale jest to dobry ból, wręcz przyjemny. I chcemy jeszcze 😉
Będąc na szczycie słyszeliśmy jak Wysoka woła 😉 I tam właśnie jutro zmierzamy… ale to już inna historia 🙂

