Trzy Korony i Sokolica
Nad naszymi majowymi długimi weekendami od paru lat jakieś fatum zawisło. Jakby ktoś/coś usilnie próbował nam je zepsuć. W tym roku było podobnie. Raz, że pandemia, dwa że pogoda. 1-go maja porwaliśmy się nawet na rowery, ale zimno, pada, wieje… a idź z taką przejażdżką 😉 Drugiego dnia nie wysililiśmy się za bardzo i nosa za próg nie wystawiliśmy. Trzeciego dnia, mówię basta! Nie będziemy w domu całą majówkę siedzieć. Niechby się nam nawet niebo miało na głowy zwalić jedziemy w góry. Popatrzyli na mnie jak na szaloną, wyjrzeli za okno, popukali w czoło. Ale nie odpuściłam. Całą trójkę wpakowałam do auta nucąc pod nosem:
„Nie straszne nam wichry i burze
Niegroźne nam deszcze ulewne
Nie pochłoną nas bagna, kałuże
Nasze peleryny są pewne
Jesteśmy nieprzemakalni
Jesteśmy noooormalni…”
Skłamałabym gdybym napisała, że dali się porwać memu szaleństwu i wtórowali mi w refrenie. Nieee, nie bardzo… Dalej patrzyli na mnie z obawą w oczach i tylko chyba ten strach przed moim obłędem ( i zapięte pasy 😉 ) powstrzymały ich przed powrotem do domu.
Sprawdzam apki pogodowe. Wszystkie trzy jednoznacznie wskazują że padało, pada i będzie padać gdziekolwiek byśmy się nie wybrali. Ale jedziemy! Jedziemy w Pieniny!
No i Moi Kochani! Zaryzykowaliśmy… i wygraliśmy piękną wycieczkę. A wisienką na torcie był zachód słońca na puściutkiej Sokolicy. Widać tylko ja miałam na tyle szaleństwa żeby cała rodzinkę wyprawić w góry 😉
Szlak żółty z Krościenka
W planie były jednak tylko Trzy Korony z Krościenka. Auto zostawiliśmy na parkingu zaraz przy wejściu na szlak (10 zł). Zaopatrzyliśmy się w oscypki sprzedawane zaraz obok i rozpoczeliśmy ostro pod górkę. Ale tylko kawałek. Szlak ten bowiem jest stosunkowo łatwy i nawet Seba był zdziwiony, że idzie nam tak sprawnie i zgodnie z tabliczkowym czasem.
Na wejściu do Pienińskiego Parku Narodowego Pani od oscypków ostrzega nas złowrogo, że zanosi się na deszcz. Ha! Jakbym tego już w moich wszystkich apkach nie wyczytała 😉 Dzieciaki z mężem patrzą tylko na mnie i kręcą głowami. A ja prę dalej 😉
Na szczęście idą za mną 😉 Nawet uśmiechnięci 😉
Chwila zwątpienia
Idziemy, idziemy… i stało się, to co miało stać. Zaczyna padać. Dość mocno w pewnym momencie, więc chowamy się pod drzewami. I tu zwątpiłam. Myślę sobie – Booosze, cóż ja odpierdzielam! W taką pogodę dzieciaczki niewinne w góry zawlec. Tłuc się zakopianką prawie 2 godziny. Przy święcie, na deszczu moknąć…
Na szczęście w sukurs przychodzi mąż – mży tylko, nie siać paniki! Idziemy! Grzybki zaś posilone słodką bułeczką zarzuciły kurtki, pelerynki, ochraniacze i ruszają za tatą zadowolone. Odwracają się ze śmiechem „no chodź mama! jesteśmy nieprzemakalni” I wiecie co? Wyszło słonko 🙂 Chwała Bogu 😉
Chwała Bogu – Przełęcz Szopka
Mijamy Przełęcz Szopka, niestety bez widoków na Tatry. Ale i tak jesteśmy zadowoleni. Raz że słonko, dwa że już niedaleko. Tu też szlak zmieniamy na niebieski.
Trzy Korony
Zanim się obejrzeliśmy już staliśmy na Trzech Koronach.
Teraz po metalowych schodkach na szczyt. Na szczęście ludzi jest tylko garstka, żadnych kolejek, przepychanek. Możemy nacieszyć oko widokami. Jedyne co przeszkadza to wiatr… i troszkę śniegiem poprószyło.
Teraz nadszedł czas na chwile relaksu, słodką przekąskę i rozplanowanie dalszej trasy.
Zamek Pieniny
Postanowiliśmy ruszyć dalej szlakiem niebieskim do Zamku Pieniny. I to był strzał w dziesiątkę. Wszystkie bowiem dzieci uwielbiają takie miejsca. Skałki, ruiny, mroczne legendy.
Zmierzamy dalej w dół szlakiem niebieskim, a w mojej głowie już kiełkuje iście diabelski plan. Znowu dałam się porwać górskiemu szaleństwu i proponuję dalszą wędrówkę na Sokolicę. Spotykam się jednak ze stanowczą odmową. Robimy więc dłuższą przerwę na Polanie Wyrobek. Urządzamy sobie iście królewską ucztę z krakersów i oscypków. Brakuję tylko winka 😉
Bańków Gronik
Jest piąta popołudniu, pogoda w końcu dopisuję, dlatego też mijając Bańków Gronik kolejny raz wspominam Sokolicę. Widząc wahanie w oczach Seby wspominam o punkach GOT (taka ze mnie przebiegła mamuśka). I już syn kupiony.
Przez Czertezik na Sokolicę
Przepiękny jest ten szlak na Sokolice przez Czertezik. Pieniny w całej swej okazałości okraszone fantastycznymi widokami. Jeśli dopiero zaczynacie swoją przygodę z tym pasmem, to od tego szlaku proponuje zacząć. Zakochacie się na pewno.
Około godziny 19 pojawia się nasza wisienka na torcie. Najbardziej oblegany, najpopularniejszy symbol Pienin – Sokolica. I my na tejże Sokolicy sami. Jest absolutnie fantastycznie. Jestem zachwycona okolicznościami i dumna z moich dzieciaczków. Nie widać po nich zmęczenia, a buziaczki są uśmiechnięte.
Wracamy zielonym szlakiem do Krościenka. Pół godzinki z górki i pół godzinki asfaltem wzdłuż Dunajca do centrum miasteczka.
Cała wycieczka zajęła nam prawie 8 godzin, a zrobiliśmy 18,5 km. W drodze do Krakowa zahaczyliśmy jeszcze po hod dogi i Happy Meal’e. Zasłużyliśmy 😉
Happy Go Lucky 🙂