Beskid Wyspowy

Szczebel z Przełęczy Glisne

Życie w czasach zarazy do łatwych nie należy. A podróżowanie w pandemii to już w ogóle wyczyn. Nas Covid uziemił w domu na długie tygodnie. Żal było tych górek, szczytów, tych miejsc niezbadanych… Przyrośliśmy do kanapy. Wyjście po schodach na piętro było wyczynem ponad siły. I tak najpierw izolacje, kwarantanny, później badania i testy, jeszcze póżniej święta i obżarstwo i w końcu nadszedł sylwestrowy weekend i zong. Bo leje. Ominęła nas piękna zima, mróz, śnieg i cudne grudniowe słońce. W ostatni dzień roku przywitała nas odwilż. Syfna, paskudna i w najgorszym wydaniu – zima w mieście. Myślę sobie może w górach lepiej. Zerkam więc na swoje ulubione fejzbukowe grupy, na Wasze zdjęcia z wypraw i nie wygląda to najlepiej. Odpuszczamy w Sylwestra. Odpuszczamy i w Nowy Rok.

Kanapowcy

Kanapa staje się naszym orędownikiem, naszym najlepszym przyjacielem a jednocześnie naszym najczarniejszym scenariuszem. Kolejna kłótnia, w którą planszówkę zagramy i którą bajkę obejrzymy setny raz. Dlatego też gdy 2 stycznia obudziły nas drobne promienie słoneczka nieśmiało wynurzające się za chmur (a może krakowskiego smogu), rzuciłam się do okna, a później do dziecięcych sypialni krzycząc: „słonko! słonko! jedziemy! góry! szybko!” Taaak… chyba po tym covidzie jakieś zmiany neurologiczne mnie dotknęły, bo ciężko było zdanie sklecić 😉 Powiem Wam, że o dziwo żadnego marudzenie nie było. Wszyscy wstali, galoty termiczne zarzucili i czekają grzecznie w przedpokoju nawet nie myśląc o śniadaniu. Wizja wyjścia z domu dała nam takiego kopa, że nawet nikt nie zapytał gdzie jedziemy 😉

Na Szczebel!

Już w aucie zdecydowaliśmy się na Szczebel z Przełęczy Glisne. Bo szybko, krótko i niedaleko od domu. Nie przemyśleliśmy tylko powrotu zakopianką razem ze wszystkimi uczestnikami zenkowego sylwestra w Zakopanem.

Na przełęcz dojeżdżamy w 45 minut. Parkujemy na prywatnej posesji za 10 zł. Cena spoko, bałam się bowiem, że inflacja dotrze i pod Szczebel 😉

Niby wszystko fajnie, pogoda niby ładna, bo trochę słońca i niebo nawet miejscami błękitne, ale piździ jak w kieleckim 😉 Niezrażeni tym pogodowym potknięciem brniemy dalej. Szlakiem zielonym, początkowo ostro asfaltem, mijamy ostatnie zabudowania i wchodzimy do lasu. Tu podejście łagodnieje.

Jest mokro i błotniście. Ze Szczebla najwyraźniej właśnie spływają całe połacie roztopionego śniegu miejscami zamieniając drogę w rwący potok. Nic nas jednak nie zatrzyma. Spragnieni górskiej wycieczki brodzimy w tej wodzie z uśmiechem na paszczach. Jest pięknie! Choć jak jest każdy widzi 😉

Mała Góra

W niecałą godzinkę dochodzimy na Małą Górę. Na szlaku pusto. Niewielu piechurów poderwało się widać z kanapy na te ochłapy słońca. Widać nie wszyscy tacy wyposzczeni jak my 😉

Z Małej Góry na Szczebel to już tylko jakieś 20 minut, głównie po prostym z ostatnim ostrzejszym podejściem.

Szczebel

Na szczycie zlot quadów, na szczęście już skończyli i zbierają się w dół. Nie dogasili ogniska, więc przycupneliśmy przy nim żałując, że nie mamy kiełbasek.

Po sylwestrowej imprezie straszny syf na górze – kilka worków śmieci zostawionych w sumie nie wiem dla kogo, butelki po alkoholu, papierki walają się wszędzie dookoła. Smutny to widok. Przytłaczający. Niesetny pokazujący, że góry rzeczywiście są dla wszystkich…

Chcąc zostawić widok śmieci za sobą, zeszliśmy troszkę niżej. A tam niespodzianka! Cudny widok na Tatry.

Szczebel z Glisne polecamy dla każdego. Jest to stosunkowo łatwy szlak, a przy dobrej pogodzie widoki mogą zachwycić. Na szczycie jest miejsce na ognisko, są ławki i stoły. Nieraz widzieliśmy tam całe piknikujące rodziny. Dzieci duże i małe, rodzice, dziadkowie.

A jeśli taka wyprawa to dla kogoś za mało, zawsze można skoczyć na sąsiadujący Luboń Wielki. Żurek w schronisku pierwsza klasa, ale podejście szlakiem czerwonym z przełęczy może dać w kość.

To już chyba lepiej zjeść dwie kiełbaski na Szczeblu 😉 No chyba, że się zapomniało 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *