Skamieniałe Miasto w Ciężkowicach
Na naszą niedzielną wycieczkę obraliśmy Skamieniałe Miasto w Ciężkowicach. Różne historie na ten temat słyszeliśmy. Jedni mówili, że pięknie, inni, że jak ktoś był w Górach Stołowych to Ciężkowice nie będą robić wrażenia. Ale gdzieś w necie znalazłam polecajkę z fantastycznymi zdjęciami z tego miejsca i już wiedziałam, że muszę to zobaczyć! A że Grzybki akurat wypoczywały z Babcią niedaleko Ciężkowic stwierdziliśmy, że lepszej okazji nie będzie. Dzieciaki mieliśmy zabrać na niedzielna wycieczkę, co by Babcia mogła troszkę oddechu od wnuków złapać, ale jak tylko się dowiedziała gdzie jedziemy, to zaraz się spakowała oznajmiając, że jedzie z nami. Najwyraźniej i Babcia gdzieś tam, coś tam o tym miejscu słyszała i koniecznie chciała zobaczyć. Upchnęliśmy się jakoś do auta, ja z tyłu między dwoma opasłymi dziecięcymi fotelikami. Przyznać Wam się muszę, że średnio wygodne to było, ale w duchu byłam z siebie zadowolona, że jakoś udało mi się tam mój zadek zmieścić 😉 Choć ledwo 😉
Ciężkowice
Dojechaliśmy do Ciężkowic. Na miejscu jest parking – 10 zł za dzień, co uważam za bardzo przyzwoitą cenę. Wejście do Parku 5 zł osoba dorosła, 3 złote dziecko. Również bardzo przyzwoicie. Dostaliśmy mapkę, ale muszę przyznać, że jakaś taka mało przejrzysta była, bo parę razy pobłądziliśmy.
Niebieskim szlakiem
Od samego początku nam się podoba. Szlak bardzo urozmaicony, troszkę prosto, troszkę pod górkę, schodki, skałki. Nie można się nudzić. Przydadzą się jednak dobre buty, nawet w adidasach dzieciaki się trochę ślizgały. Trekkingi byłyby lepsze na tę okazję. Gdzie nie spojrzeliśmy tam piękne formacje skalne w otoczeniu urokliwego lasu. Mijamy między innymi Orła, Borsuka, Piekiełko i powolutku docieramy do Pustelni.
Rozwidlenie przy Pustelni
Na rozwidleniu źle skręcamy (w prawo), ale na szczęście w porę się opamiętaliśmy, bo wrócilibyśmy na parking. Jeśli chcecie dojść do Wąwozu Czarownic i Wodospadu to przy Pustelni idziemy dalej prosto, szlakiem niebieskim do góry. Słyszeliśmy po drodze, ze wodospad i tak wyschnięty wiec nie ma po co iść. Na szczęście nie posłuchaliśmy tych rad, bo Wąwóz Czarownic jest tak piękny, że nawet jakby wyschła woda na całej planecie (choć mamy nadzieję, że do tego nie dojdzie), to i tak warto się tam przespacerować. Przepiękne kolory, wręcz tropikalna zieleń roślinności miesza się z piaskowymi skałami w dzikim otoczeniu wąwozu. Muszę przyznać, że czułam się trochę jak na wakacjach w tropikach. Dzieciaki rzuciły się do wspinaczki po skałach. Niestety musiałam ich przystopować, bo jednak okuci w nieodpowiednie obuwie. Grzybki niepocieszone. Wcale im się nie dziwie, bo sama miałam ochotę powspinać w tej dziczy.
Zagubieni
Zagalopowałam się jednak troszkę bo zanim dotarliśmy do Wodospadu, to zgubiliśmy się jeszcze w okolicach Skałki z Krzyżem. Przegapiliśmy skręt i wyszliśmy na górny parking, tu błądziliśmy dobrych kilka minut i zrobiliśmy to czego każdy znawca horrorów by nie zrobił – rozdzieliliśmy się 😉 Ślubny skręcił w lewo asfaltem, ja wróciłam szukając szlaku, babcia została. Znalazłszy szlak niebieski podążyliśmy za nim z dzieciakami i już byśmy się znowu zgubili gdyby ślubny nie przedzwonił wielce dumny, że znalazł wodospad. Właściwie to tylko wejście do wąwozu, ale niech mu będzie, że znalazła wodospad 😉 I tu mnie tknęło, że my gdzieś tam w dół idziemy za szlakiem, a mąż z drogi dzwoni, że to tam. No i znaleźliśmy i my ten skręt w prawo, znaleźliśmy tatusia, znaleźliśmy wejście do wąwozu… tylko Babcie zgubiliśmy! Dzwonie więc do mamy, a ona mówi, że na kawce tu gdzie jest zostaje. Wyobraźcie sobie bowiem, że tam przy drodze to cała infrastruktura gastronomiczna i można było i kawkę i lody i gofry i piwko i co tam dusza zapragnie… Nasza dusza zapragnęła jednak wodospadu i tam podążyliśmy.
Wąwóz Czarownic i Wodospad
Jak już wiecie wody w wodospadzie zabrakło, ale tym co zobaczyliśmy po drodze nacieszyliśmy oczy i serca za wsze czasy.
Tak mniej więcej w połowie drogi do wodospadu jest rozwidlenie i można skręcić w lewo do Parku Zdrojowego. Ponieważ jednak gdzieś tam Babcia kończyła swoją kawę, tę atrakcje zostawiliśmy sobie na następny raz.
Grzybki na szlaku 😉
Zgarnęliśmy Babcie, przy okazji załapaliśmy się na lody i wróciliśmy na znany nam szlak niebieski. Jak się okazało nie taki do końca znany, bo w drodze powrotnej odkryliśmy zupełnie nowe skalne formacje – Grzybki, które chyba najbardziej przypadły nam do gustu z wiadomego powodu, Cygankę, Basztę Paderewskiego.
Najwyraźniej idąc do góry zgubiliśmy szlak i ominęliśmy te parę atrakcji. Na szczęście idąc w dół już bardziej uważnie podążaliśmy wytyczoną drogą 😉 Dochodzimy do rozwidlenia, w prawo na Rynek w Ciężkowicach, w lewo z powrotem na Pustelnie. Przy Pustelni kłócimy się (bo nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy się troszkę nie posprzeczali), którą drogą wracamy. Padło na Szlak Nietoperzy.
Szlak Nietoperza
Może mniej skałek do podziwiania po drodze, ale łagodniejszy i dzięki niemu można zrobić pętelkę, zamiast wracać po śladach. Pod koniec można przejść mostkiem na drugą stronę drogi gdzie znajdziecie jeszcze Czarownice i Ratusz – skałkę taką, a nie jak się nastawiliśmy Ratusz – budynek 😉
Obiad pod Grunwaldem
Przy parkingu Bar pod Grunwaldem, gdzie zjedliśmy niedrogi i przyzwoity obiad. Sporo tu dużych drewnianych stołów, można napić się piwka, zjeść lody, gofry. Jest sklepik z pamiątkami, gdzie Grzybki zaopatrzyły się w proce i toporki, także inwazja zombiaków już nam nie straszna 😉 Wycieczka wraz z obiadem zajęła nam 4,5 godziny, ale myślę, że można tu spokojnie spędzić cały dzień.
Wyjeżdżając z parkingu zobaczyliśmy jeszcze bardzo okazałą skałę z dwoma mieczami wbitymi obok. Jak się domyślacie to właśnie Grunwald, który oczywiście początkowo przegapiliśmy. Jakim cudem nie wiem 😉 Tak jak pisałam wcześniej, mamy po co wracać 🙂
Mimo wielokrotnego błądzenia wszystkim bardzo się podobało i szczerze polecamy na rodzinny wypad za miasto. Bo czy nie o to w tym wszystkim chodzi, by w niedzielę po prostu pobłądzić w plenerze z najbliższymi? 😉 Happy Go Lucky!