Schronisko na Maciejowej
Kolejna niedziela, kolejne schronisko. Tym razem padło na Maciejową.
Znowu ruszamy z Poręby Górnej (w Googlach można wpisać – Raba Spacer). Zastanawialiśmy się czy nie podjechać troszkę dalej – na Jasionów – ale nie wiedzieliśmy jak tam się ma sprawa z parkingiem, ile śniegu wala się na poboczach i czy w ogóle droga będzie przejezdna. A że zaczęło się rozpogadzać, choć rano w Krakowie nic na to nie wskazywało, to stwierdziliśmy, że dłuższy spacerek nikomu nie zaszkodzi. To znaczy stwierdziliśmy my z mężem, bo dzieciaki jednoznacznie uznały że dłuższy na pewno im zaszkodzi 😉 Koniec końców okazało się, że jednak nie 😉
Którym szlakiem?
Ponieważ w zeszłym roku szliśmy na Maciejową z Rabki, to tym razem padło na inną trasę. Na szczęście rzadziej obieraną, choć równie atrakcyjną, wiec tłumów nie ma.
Ruszyliśmy szlakiem zielonym, ostatnio tu odbijaliśmy w lewo do schroniska na Starych Wierchach (szlak żółty). Tym razem idziemy prosto, brzegiem lasu, głównie przez pola.
Ku mojej zgrozie wychodzimy na asfalt i spory kawałek nim idziemy. Niemniej jednak jest śnieg, słoneczko i dość widoczkowo.
Po jakiś 40 minutach dochodzimy do tego miejsca, o którym myśleliśmy, żeby zacząć – czyli Jasionów. Jest malutki parking, a raczej zatoczka na poboczu drogi. I jeśli marzy Wam się lekki, króciutki niedzielny spacerek to można tu zacząć, bo stąd na Maciejową to już niecała godzinka.
Przed nami krótkie podejście, więc jak wiadomo – Ola jojczy. Później troszkę po prostym, nawet troszkę z górki, więc dzieciaki już załadowały pupaki na sanki i…mama zaczyna jojczyć. Ehhhh… żeby tak mnie ktoś kiedyś na tych szlakach pociągnął na sankach 😉
Droga jest zalesiona, ale troszkę słoneczka się przebija. Dochodzimy do rozdroża… szlak zgubiony…w prawo czy lewo. Dzieciaki krzyczą „w lewo, w lewo”, bo w lewo z górki 😉 A górka piękna, idealna do zjazdu na sankach, wiec i ja do nich dołączam – i z krzykiem „w lewo w lewo” i z pupą na sankach 😉 I wiem, wiem, że nie wolno na szlakach sankami, ale ani szlaku, ani człowieka ni widu ni słychu 😉 No to siup! No i ta decyzja się na mamusi zemściła, bo nie dość, że zaliczyliśmy glebe, to jeszcze gdzieś po drodze zgubiliśmy stick’a 🙁 Ale ja przezornie zawsze mam dwa 🙂
Już prawie w schronisku
Ola dostrzegła światełko w tunelu, czyli schronisko, a tym samym wizja racuchów już przesłoniła jej oczy. Nowe siły w nią wstąpiły i ruszyła do przodu nie bacząc na resztę, która dalej po upadku zbierała się z ziemi. No wiecie, to już nie te lata, żeby zaraz się podnieść, w kościach już rypie, kolana nie te no i d…a po tych sankach cała obita 😉 Ale nie poczeka na mamusie, nie pomoże…nieeee…tylko te racuchy już się przed nią malują, my to już czarna masa. Choć w tym śniegu, to pewnie biała 🙂
Docieramy na szczyt, wiec jest taniec zwycięstwa 🙂
No i są i racuchy 😉
Są również nadal niespożyte siły, wiec i szaleństwa na śniegu.
Na Maciejowej jest naprawdę pięknie i to o każdej porze roku. Można tu spędzić cały dzień. Ławeczki, stoliczki, widoczki, przekąski… wszystko to w cudownej scenerii gorczańskich lasów.
I moglibyśmy tam siedzieć i podziwiać, ale słońce chyli się ku zachodowi, więc pora wracać.
Do zobaczenia na Maciejowej! My tam jesteśmy stałym bywalcem 😉
Jeden komentarz
Kukusia
Cudne zdjęcia ?zabawne komentarze tak trzymac?