Beskid Mały

Czupel – szlakiem żmudnym, zimnym i w ogóle pod górkę ;-) – czyli o tym jak Beskid Mały dał ciała na całej linii.

No na prawdę nie wiem co się tu porobiło, ale Beskid Mały dał ciała i to na całej linii 😉 Zaczęliśmy szlakiem czerwonym w Międzybrodziu Bialskim. Auto zostawiliśmy na małym parkingu koło salonu fryzjerskiego licząc na to, że przy niedzieli fryzjer odpoczywa 😉 Szlak jest dobrze oznaczony, więc nie było problemu z obraniem odpowiedniego kierunku. Już od początku jest pod górkę. Mijamy śpiącego pijaczyne i pniemy się ku Koronie Gór Polski. I tak idziemy i idziemy i idziemy…. nuda. Zero widoków, zero kolorów, zero satysfakcji nawet po osiągnięciu szczytu. Po drodze to nawet zero zdjęć, co jest do mnie wielce niepodobne 😉 Po około 2 godzinkach zdobywamy nasz cel. I mamy ogromny niedosyt. Nie wiem czy szczyty są dwa, ale tabliczki na pewno, natomiast pieczątki do książeczek ani jednej. Rozczarowanie dzieciaków wręcz namacalne.

Czupel 930 m n.p.m. – Korona Gór Polski

Schronisko PTTK Na Magurce

Decydujemy się jednak dać „Małemu” jeszcze szanse i uderzamy do Schroniska Na Magurce. Idziemy szlakiem niebieskim troszkę ponad godzinkę. Jesteśmy zmarznięci i głodni. Ale nie na kanapki, które ze sobą zabraliśmy, a na żurek i szarlotkę. I tu kolejne rozczarowanie, bo nie ma.

„A co ta za schronisko bez żurku” – krzyczy wkurzona Ola

„I bez szarlotki!” – dodaje rozgoryczony Seba.

Hmmm… no dobre pytanie – myślę.

Mimo że słonecznie to jest wyjątkowo zimo. Chłód przeszywa nas do szpiku kości, mimo że jesteśmy dość grubo ubrani. Dzieci dopytują o rękawiczki i czapki. No serio! Początek września w Beskidzie Małym – nawet nie pomyślałam o rękawiczkach! Mój błąd!

Przenosimy się więc ze schroniskowego ogródka na łąkę w słoneczku i rozkładamy na ziemi.

Ślubny idzie kupić nam coś ciepłego. Koło nas rozkłada się kilka rodzin z dziećmi, którzy dotarli tu na rowerach. I kiedy piszę koło nas, to mam na myśli dosłownie metr od nas, mimo że łąka duża i szeroka. Dzieci krzyczą, małe płaczą, matki jęczą, ojcowie piją. Mam chociaż nadzieję, że bezalkoholowe, bo jakoś na tych rowerach muszą wrócić.

Zjadamy co mąż przyniósł bez większego entuzjazmu i ruszamy w dół żółtym szlakiem, licząc, że będzie lepszy niż czerwony. Nie jest. Gdy schodzimy z góry czeka nas jeszcze kilka kilometrów asfaltem do auta.

Była to długa i męcząca wycieczka. Nie wiem czy to wina naszego nastawienia owego dnia. Być może. Nie raz już jednak zaczynaliśmy w kiepskich humorach, ale góry zawsze potrafiły przywrócić nastrój. Tym razem niestety nie wyszło. Kogo obwiniamy? Cóż… – no Czupel! Czupel szlakiem czerwonym 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *