Wyspy do Odznaki Beskidzikego Rysia
-
Ćwilin – drogą różańcową z Wilczyc
Ehhh ten Ćwilin. Seba dalej uparcie twierdzi, że przeklęty. Ja tam osobiście nic do niego nie mam, ale syn faktycznie różne przygody niemiłe na tej górze miewał. To sankami dostał, to śniegiem za kołnierz, no i najzabawniejszy błotny zjazd z Ćwilina – nieplanowany oczywiście – dla Seby koszmar, bowiem to on niekontrolowanie zjeżdżał, dla nas kupa śmiechu – błotna kupa. Ale fakt faktem trzeba mu przyznać, że ten Ćwilin to taki dla nas średnio przyjazny zawsze bywał. To ulewa, to śnieżyca… a wczoraj wiatr niemiłosierny prawie nas ze szczytu porwał. Mąż błędnie stwierdził, że to przecież droga krzyżowa i nikt nie mówił, że będzie łatwo. Ja zaś nieprzychylność Ćwilina upatrywałam…
-
Jasień i Kutrzyca z Wilczyc – czyli o tym jak nam Polana Łąki namąciła w głowach ;-)
Mieliśmy w planach Babią Górę, później Mogielice, a skończyliśmy na Kutrzycy. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło bowiem 3 szczyty do odznaki Rysia Beskidu nam wskoczyły, a i okoliczności przyrody były tak cudne, że nawet na Babiej tego nie macie 😉 Na Wyspach za to macie aurę iście jesienną, acz bezwietrzną – czego na Diablaku nie uświadczysz 😉 Koniec z naleśnikami Wyjątkowo wcześnie wszyscy się zwlekliśmy z łóżek, śniadanie błyskiem pochłonięte, a że były naleśniki – to już pewnie wiecie kto je w drodze zwracał… Najwyraźniej nie uświadczysz już podróży, w której któraś z moich latorośli śniadaniem o szybę nie zarzuci… „Lepiej Ci dziecko? –…
-
Modyń z Młyńczyska – o tym jak paczka Haribo uratowała nas przed rodzinnym kryzysem na Górze Zakochanych
To było ciężkie wyjście z domu… Seba od rana marudził, że on nie chce jechać w góry… Zdziczał troszkę przez te miesiące nauki zdalnej, brak kontaktów z rówieśnikami, brak zajęć pozalekcyjnych. Swoje dołożyło ostatnie przeziębienie, które przykuło Go do kanapy, a tablet to chyba wrósł mu w dłonie 😉 Jak patrzyłam na tego porannego focha to byłam już bardzo bliska zostawienia ich w domu. Diabelsko pomyślałam „a niech sobie zostanie, tablety i tak pojadą z nami ;-). Niemniej jednak niedziela jest jedynym dniem który możemy spędzić razem, choćbyśmy mieli wszyscy być obrażeni. Także jedziemy: mama, tata, Ola, Seba i … FOCH. Dobrze, że się dla niego miejsce w aucie znalazło…
-
Ostra i Ogorzała z Wilczyc
Ależ to była piękna wycieczka. W ogóle to muszę Wam powiedzieć, że Beskid Wyspowy ma to coś w sobie. Potrafi zachwycić nawet na najbardziej niepozornych szlakach. Któż bowiem słyszał o takich górkach jak Ostra czy Ogorzała? No zapewne ten, kto w temacie siedzi – tak, ale taki zwykły Kowalski? Giewont? – słyszał, Babia Góra? -słyszał, Turbacz? a obiło mu się o uszy. A ostra to może być co najwyżej zupa meksykańska… lub kobieta ewentualnie 😉 My tymczasem taki właśnie duecik niepozorny na Wielki Piątek sobie wybraliśmy. I to był strzał w dziesiątkę. Pogoda oczywiście dorzuciła swoje trzy grosze, ale te widoki…. Ach! To trzeba po prostu zobaczyć. Jasień czy Ostra?…
-
Miejska Góra i Łysa Góra
Macie tak czasem, że planujecie jakiś wypad, imprezę, wyjście jakiekolwiek i czekacie na nie z utęsknieniem? A później jak już trzeba się zebrać to najchętniej byście odwołali. Tak było u nas tej niedzieli. Nic za oknem nie wskazywało na pierwszy dzień wiosny. Nawet mi, a musicie wiedzieć, że jestem motorem napędowym Grzybków, nie chciało się ruszyć z domu. Inside good, outside bad 😉 Pidżama Party Wstaliśmy jacyś wszyscy niedospani, a to za sprawą Oli i jej wypatrzonej wersji pidżama party. Otóż każdy miał spać w nie swoim łóżku – Ola wylądowała u Seby, Seba u mnie, ja u Oli. Tylko tatuś został na swoim, czyli moim! Z Sebą. A i…