Beskid Sądecki,  Odznaka "Zdobywca 4 wież"

Koziarz z Tylmanowej

Już od kilku miesięcy nosiliśmy się z zamiarem zdobycia odznaki 4 wież. Ale te wieże jakoś tak nam nie po drodze 😉 Na szczęście nastała wiosna (choć dziś za oknem u mnie śnieżyca – kwiecień plecień), a z nią dni dłuższe, cieplejsze i …hmmm na szlakach błotniste 😉 I tak właśnie błotniście było w ten Wielkanocny Poniedziałek na zielonym szlaku na Koziarz. A oprócz błota mieliśmy tą nikłą przyjemność maszerować w oparach spalin, a zamiast śpiewu ptaków towarzyszył nam warkot motorów i quadów. Taaaak… średnio nam się ta wycieczka udała. Choć muszę przyznać, że polanki widokowe i sama wieża robią wrażenie. Może mieliśmy po prostu pecha. Jestem dużym zwolennikiem obcowania młodzieży z naturą, ale myślę, że zamiast pojazdów powinni dać się ponieść nóżkom. Zyskali by na tym oni, my, reszta górołazów, no i sam szlak, który po rozjeżdżeniu przez quady był w tragicznym stanie.

Szlakiem zielonym

Ale po kolei. Zaczęliśmy na dość sporym parkingu w Tylmanowej. Przechodzimy przez ulicę, a następnie mostek i kierujemy się szlakiem zielonym na Koziarz. Wieże już widać z oddali.

Znak dumie głosi Suchy Groń – Koziarz 1.45h. Nic z tego się nie sprawdziło 😉 Bo ani sucho, ani w niecałe 2 godzinki nie było.

Początkowo szlak wiedzie miedzy domami, później leśna ścieżka, która powoli pnie się coraz ostrzej. Dochodzimy na polankę widokową, na której stoi uroczy domek. Robimy krótką przerwę.

Krótki widokowy odcinek, jest ciepło, sucho i przyjemnie… Ale zaraz zacznie się nasz błotny koszmar…

Błotnisto-spalinowy koszmar

Już niżej minęła nas grupa na motorach i parę quadów. Myśleliśmy jednak, że to koniec. Niestety nie. Towarzyszyły nam przez całą drogę na wieże (oprócz ostatniego krótkiego odcinka gdzie postawiono szlaban). Co chwilę musieliśmy odskakiwać w bok, żeby przepuścić rozpędzone pojazdy. Mało przyjemne i dość niebezpieczne. Wszyscy piechurzy mijani po drodze byli, oględnie mówiąc, zdenerwowani sytuacją. W końcu w góry idziemy, między innymi aby uciec przed hałasem i powietrzem serwowanym w miastach. Oczywiście rozumiem, że każdy ma swoje pasje, hobby czy formy spędzania wolnego czasu, ale wolałabym aby na szlaku moja droga nie krzyżowała się z rozpędzonym motorem. Szlak jest tak rozjeżdżony, że nie ma szans nim przejść. Gdzie się da idziemy bokiem, często wdrapując się na skarpy.

Jesteśmy wkurzenie. Nie tak wyobrażaliśmy sobie nasz Wielkanocny Poniedziałek. Miała być natura, góry, śpiew ptaków. No niczym niezakłócona idylla miała być 😉 A tu klops! To znaczy quad… za quadem, motor za motorem…

Brniemy jednak dalej. Błoto jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło, a młodym fanom warczących pojazdów może w końcu się znudzi (no nie znudziło się i towarzyszyło nam do samego końca).

Dzieciaki dostrzegają wieże. Wydaję się być dużo dalej niż myśleliśmy.

Minęło już znakowe 1:45, a my dalej nie na wieży 😉 Postanowiliśmy więc odpocząć. Idealnie dojrzeliśmy w krzakach sklecone z drewienek ławy, a wisienką na torcie okazał się cudny widok na Tatry i Gorce.

Posileni ruszamy dalej, a tam kolejna polanka i kolejna. A wszystkie oferują to co lubimy najbardziej. Cudną panoramę.

Także idziemy przez te polanki, zachwyceni, ja pykam zdjęcie za zdjęciem, a towarzyszy nam… oczywiście warkot quadów, motorów, a jeszcze ze 3 samochody się trafiły. Te to nawet nie wiem skąd się tu wzięły, bo po drodze mijał nas tylko jeden. Ale jak widać na Koziarz nie jedna droga prowadzi. Szkoda tylko że jedna dla ruchu i pieszego i zmotoryzowanego 😉 Także na okoliczność tej pięknej przyrody, i niepowtarzalnej … Wrrrr Wrrrr….

A wieża ciągle w oddali…

Znowu widzimy wieżę i znowu wydaję nam się dość daleko.

Ola chce zawrócić. Hahaha, ona jutro tę wieżę zdobędzie, a dziś to już chce wrócić do domu. Powiem Wam, że wyjątkowo jej się nie dziwię, bo mnie też ta dzisiejsza wycieczka męczy. I to nie przez długie czy ostre podejście (bo wcale nie są takie złe), ale przez to ciągłe odskakiwania na boki i obawę czy któryś motorek nie zmiecie mi zaraz dziecka z drogi.

No ale jak to? Już być w kurniku, już witać się z gąską … i wieży nie zdobyć 😉 Seba nie odpuści. Tam na górze czeka pieczątka i on ją musi mieć! 🙂

Szlaban

W końcu dochodzimy do rozwidlenia szlaków, skręcamy w lewo i tu już zmierzamy żółtym prosto na wieże. I tu w końcu jest upragniony szlaban i znak zakazujący wjazdu pojazdom. Rychło w czas…

Zdobywcy Wież

Po przeszło 3 godzinach stajemy pod wieżą. Na górze czeka na nas upragniona pieczątka, piękne widoki i jeszcze mała niespodzianka – kamyczek Pebble Dream . To już kolejny w naszej kolekcji. Pierwsze znaleźliśmy w Koninkach, wracając z Turbacza. Fajna inicjatywa, warta uwagi. Zachęcamy do zapoznania się na https://www.facebook.com/Pebble-dream-100924048660840. Nasze kamyczkowe poleciało dla Stasia 🙂

Wracamy tą samą drogą i w tym samym miejscu robimy postój. Zmotoryzowani wracają z nami, również tą samą drogą. Wrrrr wrrrr.

Kalwaria Tylmanowska

Jesteśmy zmęczeni, Ola ledwo powłóczy nogami. Ale jak tylko docieramy na parking, dzieciaki dostrzegają skałki, na które koniecznie muszą się wspiąć. Niechętnie podążamy za nimi i muszę Wam powiedzieć, że warto. Z góry roztacza się przepiękna panorama.

Cała wycieczka zajęła nam 6 i pół godziny, a zrobiliśmy 17 i pół kilometrów. Czy polecamy? Powiem szczerze, że na ten moment, mimo rzeczywiście super widoków żaden inny szlak tak mnie nie wymęczył. Może jeśli ktoś zainteresuję się tematem pojazdów spalinowych pędzących obok turystów na szlaku pieszym to wrócimy.

Happy Go Lucky!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *