Beskid Wyspowy

Lubogoszcz-szlakiem czerwonym

Ale ten Lubogoszcz dał nam w kość. Podejście ostre, ale za to już dawno nigdzie nam się tak dobrze nie leżało jak na tym szczycie. I mimo, że zalesiony, promienie słońca jakoś nas odnalazły grzejąc buzioczki tego wrześniowego popołudnia. Lubo-goszcz rzeczywiście lubo nas ugościł 😉

Detox

A zapytacie zapewne, co było takiego męczącego w podejściu na tą niepozorną górkę? Ano mamusiny detoks 😉 Za namową koleżanki skusiłam się na program 30 dni do zdrowego stylu życia, który zresztą bardzo polecam. Brak węgli jednak dał o sobie znać. I to akurat w połowie drogi na Lubogoszcz. Chyba pierwszy raz to mamusia została z tyłu, a na dodatek plecak najwyraźniej ciągnął mnie w dół. Miałam się go pozbyć, ale koniec końców przekazałam Sebie, mimo jego głośnych protestów. „Albo bierzesz plecak na plecy, albo mamę… Hmmm… wybrał plecak. Także ten, już wiecie po co ten detox 😉

Ale tak serio, jest podejście ostre, więc jeśli dopiero zaczynacie Waszą przygodę w górach, to może warto rozważyć inny szlak. Jak tylko jakiś obczaimy, bo na Lubogoszcz wybieramy się wkrótce, to z pewnością znajdziecie go na blogu 🙂

Szlak czerwony wiedzie głównie lasem i nie znajdziecie tu za dużo widoczków, ale z pewnością znajdziecie… grzybki. Tak! Grzybki na szlaku 🙂 Prawdziwym grzybiarzem w naszej rodzinie jest Seba, ma to po dziadkach, z którymi zresztą nałogowo zbiera grzyby w sezonie.

Ja, cóż… coś tam niby dostrzegłam…

Ale chyba nie o takim grzybie Seba marzy 😉

I tak według mapy po 1 godzinie i 10 minutach powinniśmy być na szczycie… hmmm… nam to zajęło prawie 2 godziny. Nic więc dziwnego, że od razu rzuciliśmy się na ławeczki… a mamusia na swój detoxowy obiad.

Dość długo zabawiliśmy na górze, choć niczym szczególnym ten szczyt się nie wyróżnia. Mieliśmy jeszcze podejść na Lubogoszcz Zachodni, ale tak dobrze nam się leniuchowało, że zrezygnowaliśmy. W górach to my lubimy być, niekoniecznie zdobywać 😉

W dół wybieramy wersję nieoznakowaną, ale podobno jak wyczytałam w internetach, widokową. I rzeczywiście tak jest. Zamiast w lewo za szlakiem, skręcamy w prawo i idziemy odsłoniętym zboczem. Widoki na Beskidzkie Wyspy przepiękne. Podobno z tej perspektywy nawet Tatry widać, nam się jednak nie ukazały, tonąc gdzieś w chmurach.

Wracamy na Polane Mogiła (droga na Kasine Wielką), gdzie zaparkowaliśmy dość dziko, w polu, niedaleko kapliczki. Na szczęście auto stoi jak stało 😉 Bo z tym parkowaniem na dziko to nigdy nic nie wiadomo 😉

A wracając do detoksu, to odsyłam do:

https://www.facebook.com/jadwiga.swider

I szczerze polecam! Może i lekko opadłam z sił w drodze, ale pomimo tego odosobnionego incydentu, to przez cały program czułam się świetnie. A skończyłam zdrowsza, silniejsza… no i oczywiście parę kilogramów lżejsza 😉

Happy Go Lucky!

Ruszamy na szlaki!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *