Beskid Wyspowy

Ćwilin – szlakiem niebieskim z Gruszowca

Jeden weekend – dwie wyspy. Wczoraj Mogielica, dziś przyszła kolej na następny szczyt, oczko niżej – czyli Ćwilin (1072 m n.p.m)

I znowu przy niedzieli musimy się zerwać z łóżka skoro świt – czyli w naszym wykonaniu – koło 8 😉 W planie podejście niebieskim szlakiem z Gruszowca. Uderzamy więc na parking w okolicy Baru pod Cyckiem. No i nie my jedni. Pogoda piękna więc o 10 jest już problem ze znalezieniem miejsca. Dobrze, że Złomek mały, wąski i zwinny, to wszędzie go wcisnę 😉

Ruszamy!

W lewo na główną drogę i zaraz pierwsza w prawo. Mijamy ostatnie zabudowania, wchodzimy w las i ostro pod górę. Ta tendencja już się utrzyma 😉 Szlak z Gruszowca może i krótki, bo około godzinki, ale ostro pnie się w górę. Niemniej jednak wiedzieliśmy na co się piszemy. Byliśmy tu ostatnio na wiosnę, brodząc w błocie. Sebcio nawet zażył kąpieli 😉 Dlatego też uważa Ćwilin za przeklęty. Ta tendencja również się utrzyma 😉

Droga wiedzie głównie przez las, ale jest parę widoczkowych prześwitów.

Przeklęty Ćwilin 😉

Jest cieplutko jak na luty, a co za tym idzie – roztopy. Z drzew kapie, a momentami nawet spadają całe połacie śniegu. I właśnie takiej śnieżnej kąpieli zaznał tym razem Seba – i to wprost za kołnierz. W zeszłym roku błotna kąpiel, w tym śnieżna 😉 I jeszcze tymi nieszczęsnymi sankami oberwał przy naszej próbie zdobycia góry początkiem lutego (drogą różańcową z Wilczyc – https://grzybkinaszlaku.pl/cwilin/). Burczy więc pod nosem, że Ćwilin przeklęty i że on już nigdy więcej tu nie wyjdzie. Chwile idzie naburmuszony.

I jeszcze na domiar złego, przez nieuwagę (i trochę przez to Sebciowe jojczenie) odrobinkę zboczyliśmy ze szlaku. Koniec końców połączyliśmy się ze szlakiem żółtym z Mszany.

Pogoda jest naprawdę cudna i na horyzoncie pojawia się już zalążek widoków jakie nas czekają na szczycie.

Po śladach zostawionych na śniegu wnioskuję, że przy tej pogodzie również zwierzaczki postanowił skorzystać z widoków na Tatry jakie oferuje Ćwilin 😉

Nieco ponad godzinkę zajmuję nam dojście na szczyt. Wieje dość mocno, ale widoki są tak oszałamiające, że i tak chwilkę tam zabawiliśmy.

Sebcio oprócz Taterków jak na dłoni dopatrzył się również bez problemu wczorajszej Mogielicy.

Ależ to była panorama! Przycupnęliśmy więc i rozkoszowaliśmy się promieniami słońca, widokiem i… Prince Polo 😉 Te chwile spędzone wspólnie i to w takich okolicznościach – bezcenne!

Droga powrotna jest dla Seby wyzwaniem. Słońce i dodatnia temperatura zrobiły swoje. To co było jeszcze zamarznięte jak szliśmy w górę, roztapia się przy każdym kroku. Brodzimy więc po kolana, a co poniektórzy i po pas w mokrym śniegu.

Na koniec mamusia miała w planie chwilkę wystawić pysia do słoneczka i rozkoszować się tą chwilą relaksu…

…ale dzikie harce Sebcia mnie porwały. Bo w każdym z nas drzemie dziecko 😉

Co Grzybki czują na szlaku? To proste!

„I believe I can fly
I believe I can touch the sky
I think about it every night and day
Spread my wings and fly away”

Happy Go Lucky!

Ruszajcie na szlaki!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *