Gorce

Gorc Troszacki

Wybierając Gorce na naszą niedzielną wyprawę troszkę się obawiałam warunków. Śnieg, lód, błoto, chlapa? Co nas tam czeka?

A tu niespodzianka! Czekała na nas wiosna. Oczywiście zima nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa i śniegu w wyższych partiach było pod dostatkiem… ale krokusy przyćmiły wszystko.

Szlak żółty

Zaczęliśmy w Lubomierzu Rzeki, zaparkowawszy uprzednio na prowizorycznym parkingu obok przystanku. Przeszliśmy na drugą stronę szosy i ruszyliśmy szlakiem żółty. Początkowo idziemy asfaltową drogą, mijając lubomierskie zabudowania. Jest troszkę błotka, troszkę lodu i troszkę śniegu, ale jak na Gorce o tej porze to nie jest źle. Wchodzimy do lasu, zostawiając za sobą cudne widoki.

Tu czeka na nas dość mozolne, ostre podejście. Zajęło nam prawie godzinę. Jakbyśmy wiedzieli co za uczta dla oczu i duszy na nas czeka to z pewnością przyspieszylibyśmy kroku 😉

Krokusowe polany

Wychodzimy na pierwszą polankę i jakaż radość! Są! Są krokusy!

Podchodzimy jeszcze kawałek dalej…

… a tam! No nie zgadniecie 😉 Jeszcze więcej krokusów! A do tego jeszcze widok, który posadził nasze zadki na drewienku. I tak moglibyśmy tam siedzieć i siedzieć…

i siedzieć… Ale nam zadki z drewienka spadły 😉

No to poszliśmy. Na kolejną polane…i kolejną. I każda piękniejsza od poprzedniej.

Im wyżej się pniemy, tym więcej śniegu. Krokusy zostawiliśmy za nami. Przed nami ostre podejście. Śnieg jest głęboki i mokry. Co ciężsi zapadają się po pas 😉 Co lżejsi tylko po kolana 😉

Nie będę Was kłamać, jesteśmy już troszkę zmęczeni. Ola dyszy i jęczy, Seba z utęsknieniem wypatruje szczytu. W końcu stajemy na Gorcu Troszackim, a witają nas takie oto widoki

Rozkładamy się na ławce i kłócimy o ostatnią drożdżówkę z serem. Koniec końców dzielimy się i wszyscy happy. Oprócz tatusia – dla niego jednak zbrakło 😉

Przez chwilkę zastanawiamy się czy iść dalej na Kudłoń, ale już 16, więc odpuszczamy. Dzięki temu mamy więcej czasu na sesje z Tatrami 😉

Cóż… rodzinne zdjęcia są jakie są, ale przynajmniej buzie uśmiechnięte.

Powrót tym samym szlakiem

Ruszamy w dół. Polanki skąpane w chylącym się ku zachodowi słońcu prezentują się nawet lepiej niż parę godzin wcześniej.

Przysiadamy na ławeczce, co by obrać drogę powrotną. Rozbieżności między mapą a znakami ścieżki edukacyjnej są jednak zbyt duże, wiec koniec końców wracamy tym samym szlakiem. Oli mina na wieść o powrocie dłuższą drogą pomogła nam podjąć decyzję 😉

Jeszcze na dobranoc żegnamy się z krokusami.

Może nie jest to najłatwiejszy szlak, ale wyjątkowo urokliwy. Cała wycieczka zajęła nam trochę, bo 7 godzin. Nie ma się jednak co oszukiwać – najwięcej czasu poświęciliśmy na fotografowaniu krokusów 😉 Fakt, można się troszkę spocić przy podejściach, ale widoki wynagradzają wszelkie trudy. Szlak jest bardzo różnorodny, nie można się tu nudzić.

Polecamy! Tylko szybko! Kto wie ile krokusy będą jeszcze kwitnąć 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *